piątek, 30 maja 2014

wtorek, 27 maja 2014

3. Jej sylwetkę oświetlał blask księżyca.



              Było wyjątkowo upalne popołudnie, kiedy Charlie siedziała na chłodnym blacie w kuchni i piła swój ulubiony bananowy sok. Kostki lodu co chwilę obijały się o szklankę wydając przyjemne dźwięki. Dziewczyna co jakiś czas spoglądała na pracującą w ogrodzie Faith. Jej złociste włosy były związane w wysokiego kucyka i falowały w różne strony, z każdym ruchem. Obcisłe, jesnsowe ogrodniczki wydawały się być niewygodne, ale dla kobiety najwidoczniej nie stanowiły żadnego problemu, bo bez problemu poruszała się po zielonej trawie, prawdopodobnie nucąc jakąś starą piosenkę Beatlesów.
-Charlie, podaj mi tą różową konewkę!
 Charlie delikatnie odstawiła już prawie pustą szklankę i odchyliła głowę do tyłu, głośno wzdychając. Schyliła się po przedmiot, o który prosiła kobieta. Założyła na swoje oczy ciemne okulary i wyszła na taras. Słońce świeciło wyjątkowo mocno czego Charlie naprawdę nie lubiła. Już pierwszego dnia tęskniła za Londynem, mimo, że to właśnie Sydney było miejscem jej urodzenia.
Blondynka podeszła do klęczącej Faith, podała jej konewkę, a sama rozpięła bluzę i położyła się na leżaku. Odetchnęła dusznym i gorącym powietrzem, po czym skrzyżowała nogi w kostkach.
-Jak było w szkole?
Charlie westchnęła bezradnie, wiedząc, że kobieta nie odpuści i będzie pytać tak długo aż się tego nie dowie.
-Mówiłam, że w porządku  – powiedziała bez większego entuzjazmu, modląc się w duchu aby to był koniec tego tematu.
-Liczyłam na jakieś szczegóły.
Kobieta uśmiechnęła się cwanie, a brunetka dobrze wiedziała o co chodzi. Przewróciła oczami i wydała z siebie zrezygnowany jęk.
-Nie, nie poznałam żadnego chłopaka.
-Nikt ci się nie spodobał?
W gdy Charlie miała zaprotestować, w ogrodzie zabrzmiał dzwonek telefonu Faith, wybawiając tym samym nastolatkę z małej opresji.
-Mogłabyś dokończyć? – mruknęła starsza kobieta, wyciągając swój telefon z tylnej kieszeni spodenek. Charlie niechętnie wstała i zaczęła podlewanie dziwnych, pomarańczowych roślinek. Na swoich plecach czuła nieprzyjemne ciepło, które rozchodziło się po całym jej kręgosłupie. Przez chwilę obserwowała swoją opiekunkę, która z niezadowolonym wyrazem twarzy żywo gestykulowała rękami. Jej zdrowe, blond włosy pięknie mieniły się w słońcu. Zupełnie jakby były złote. Charlie czasem zazdrościła Fatih tego anielskiego wyglądu, co było zupełnie niedorzeczne.
-Nie będziesz miała nic przeciwko jeśli pojadę na chwilę do redakcji? – Dziewczyna popatrzyła się przed siebie i najpierw zobaczyła pomarańczowe sandałki i opalone kostki, ale im wyżej podnosiła wzrok, tym więcej sylwetki jej się ukazywało. Gdy oczy brunetki przyzwyczaiły się do wyjątkowo mocnych promieni słonecznych, zobaczyła zmartwione i lekko zakłopotane rysy twarzy.
-Umm … jasne, jedź. – odpowiedziała po czym powróciła do swojej wcześniejszej pracy. Na jej twarz zawiał leki wiatr, który niestety znikł tak szybko jak się pojawił.
-Możesz ugotować coś na kolację! – z daleka usłyszała swoją opiekunkę, która zapewne właśnie wsiadała do swojego, czarnego mercedesa. Westchnęła po czym odłożyła narzędzia ogrodnicze i wstała, wycierając ręce w ręcznik, powieszony na drewnianym krześle. Związała swoje włosy w wysokiego kucyka i powędrowała do kuchni, gdzie zajęła się przygotowywaniem posiłku. 

***

              Charlie siedziała na kanapie, ze znudzeniem przełączając nudne programy w telewizji. Podkuliła swoje nogi pod klatkę piersiową i oparła na nich brodę. Zegar wybił godzinę dwudziestą trzecią, a brunetka z lekko przymkniętymi oczami oczekiwała powrotu Faith.
To nie był pierwszy raz, kiedy blondynka się spóźniała. Charlie jednak nie czuła za to żalu. Wiedziała, że starsza kobieta pracuje bardzo ciężko na ich utrzymanie. Co prawda jej zarobki są znacznie powyżej przeciętnej, ale Faith jest typem osoby, która zawsze stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej. Gdy obierze sobie jakiś cel, to nie ma mowy żeby odpuściła bez walki. Nawet jeśli wyniknęłaby z tego prawdziwa wojna.
Charlie rozprostowała nogi, ziewając przy tym i wyłączyła telewizor. Na nogi założyła puchate kapcie i ruszyła w stronę swojego pokoju po drodze zagaszając światło i zostawiając krótką informację Faith, o tym, że jeśli chce coś zjeść, po powrocie, to w lodówce jej jest ulubiona sałatka z oliwkami. Szczelnej otuliła ramiona grubym, czarnym swetrem gdy wchodziła do swojego pokoju. Nie zwracając uwagi na nic oprócz swojego zmęczenia otworzyła drzwi do łazienki z zamiarem wzięcia zimnego prysznica. 
Charlie stała przed lustrem uważnie obserwując swoją twarz. Na chwilę ułożyła usta w dziubek po czym głośno się roześmiała. Przed oczami pojawił się pewien obraz z dzieciństwa. Jej śmiech stopniowo cichł, a radosny wyraz twarzy przeradzał się w grymas. Kilka ciemnych kosmyków włosów wysunęło się zza uszu i opadło na jej czoło. Dziewczyna cały czas stała nieruchomo, wpatrzona w swoje odbicie. W jednej sekundzie jej ręce powędrowały do kosmetyczki, a ona gorączkowo zaczęła czegoś szukać. Kiedy w jej dłoni pojawiło się znajome, czarne pudełko, niemal odetchnęła z ulgą, przyciągając je do piersi. Lekko przymknęła powieki, po czym drżącymi palcami zdjęła przykrywkę. Jej oczom ukazała się połyskująca w świetle lampy żyletka. Charlie lekko się do siebie uśmiechnęła po czym ostrożnie wyjęła cienki kawałek metalu. Szybko zerknęła na swoje uda i nadgarstki, a jej uśmiech zszedł tak szybko jak się pojawił. Przygryzając wargę, ścisnęła żyletkę w dłoni momentalnie czując przyjemne pieczenie. Zamknęła oczy i głęboko odetchnęła. Przed jej oczami pojawiały się różne obrazy, ale wszędzie brakowało koloru. Wszystko było jakby wypłukane. W jednej chwili zobaczyła coś, przez o momentalnie wypuściła żyletkę, która wpadła do umywalki wydając z siebie głuchy stukot. Szybko otworzyła oczy i zaczęła ciężko oddychać. Odkręciła wodę i opłukała ręce. Na opuszkach palców zostały jej małe, czerwone kreski. Na szczęście dziewczyna nie zraniła się tak mocno jak myślała. W myślach powtarzała sobie jaka jest głupia i lekkomyślna. Nie powinna tego robić. Przecież obiecała. Jej.

***

-Mamo! – mała dziewczynka wbiegła do pokoju, gdzie na dużej, skórzanej kanapie siedziała starsza kobieta. Jej twarz była ukryta w dłoniach, a ciemne kosmyki włosów opadały na ramiona. Gdy zobaczyła córkę biegnącą wprost w jej ramiona, spomiędzy jej ust wydobyło się ciche westchnienie. Rozłożyła ręce, tuląc do swojej piersi małą dziewczynkę. Warga kobiety niebezpiecznie drżała, a jej oczy były mocno zaciśnięte. Jedną ręką zaczęła głaskać swoje dziecko po lśniących w świetle lampy włosach. Cały czas szeptała uspakajające słowa, ale były one bardzie skierowanie do siebie, niż do swojej córki.
-Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.

***

Charlie otworzyła szeroko oczy, a z jej ust wydobył się jęk przerażenia. Miała wrażenie, że cały świat wokół niej wiruje, a wszystko co widzi jest szare. Każdy pojedynczy przedmiot wydawał się mieć inny kształt. Zupełnie jak po jakiś środkach nasennych, które dziewczyna zażywała  w przeszłości. Podpierając się rękami, usiadła na łóżku, cały czas dysząc i zaczęła nerwowe rozglądanie się po pokoju. Dopiero po chwili zorientowała się gdzie jest i co tutaj robi. Niemal natychmiast wstała, nie mogąc usiedzieć na miejscu. Zaczęła nerwowo chodzić po pokoju, jednocześnie próbując uspokoić oddech i odsunąć wspomnienia do swojego umysłu. Przetarła kilka razy spoconą twarz dłońmi i wplotła palce we włosy. Czuła swoje serce, które wybijało szybkie  i nieregularne rytmy. Z całych sił starała się uspokoić. Bała się, że jeśli choć na sekundę przymknie powieki to przed oczami pojawią jej się te same obrazy.
Niewiele myśląc, ubrała swoje trampki i otworzyła okno. Chłodne powietrze otuliło jej twarz i rozwiało kosmyki włosów. Dziewczyna obejrzała się za siebie po czym zwinnie wskoczyła na parapet. Śliskimi dłońmi dotknęła zimnych dachówek i wzięła głęboki wdech, czując jak w jej płucach pojawia się odpowiednia dawka tlenu. 

***
 
              Luke ostrożnie stawiał nogi, chcąc jak najostrożniej dotrzeć do domu. Nie miał pojęcia która jest godzina ale wiedział, że już nigdy nie da się namówić Ashtonowi na ‘przyjacielskie spotkanie’.
Wiatr już dawno rozczochrał jego blond włosy, sprawiając, że teraz były ułożone  w każdą możliwą stronę. Mimo, że miał założoną bluzę, czuł jak na jego ramionach zaczyna pojawiać się gęsia skórka. Szedł cały czas wzdłuż wybrzeża, chcąc jak najszybciej dostać się do swojego pokoju. Co chwilę potykał się o jakieś wystające gałęzie i tak naprawdę nie wiedział gdzie się znajduje.
Miał skręcać w prawo, gdy nagle zza drzewa dostrzegł jakąś postać. Na początku przestraszył się nie na żarty, czując jak krew odpływa mu z twarzy, ale potem uświadomił sobie, że to jakaś dziewczyna. Z mocno bijącym sercem podszedł bliżej, starając się to zrobić jak najciszej. Jej sylwetkę oświetlał blask księżyca i mnóstwa gwiazd. Siedziała nad urwiskiem, z głową skierowaną wprost przed siebie. Blondyn nie mógł zobaczyć jej twarzy, bo była odwrócona do niego tyłem. W pewnej chwili przekręciła lekko głowę, a Luke zamarł. Czuł jak drżą mu ręce, uświadamiając sobie, że to dziewczyna z jego klasy od literatury. 
Głośno przełknął śliną i zacisnął szczękę. Brunetka miała pozbawiony uczuć wyraz twarzy, jej nogi były skrzyżowane w koskach, a dłońmi podpierała się z tyłu. W oddali słychać było szum fal, które rozbijały się o skały.
W pewnej chwili dziewczyna wstała, a Luke wstrzymał powietrze i schował się za drzewem, tak dobrze jak tylko umiał. Ostatnie co udało mu się zobaczyć to to jak obejmuje się swoimi szczupłymi ramionami i odchodzi.




___________________________________________________________________________________


Już na wstępie chcę Was bardzo mocno przeprosić. Ostatnio naprawdę nie miałam głowy do pisania, a jedyne o czym marzyłam (i dalej marzę) to siedzenie pod kołdrą i dalsze użalanie się nad sobą. Mam nadzieję, że będzie ze mną coraz lepiej bo ostatnio jestem jakoś w małej rozsypce. 
Druga sprawa. ODROMNIE, OGROMNIE DZIĘKUĘ za wszystkie komentarze. JESTEŚCIE NIESAMOWICI! Gdybym potrafiła się wziąć w garść to wstawiłabym ten rozdział wcześniej, ale, że jestem takim leniem to jest, co jest.
Nie sprawdziłam rodziału bo chciałam go jak najszybciej wstawić, a teraz nie mam za dużo czasu...
Cóż...to by było chyba na tyle. Przypominam, że o nowych rozdziałach mogę informować na tt (@hi_hood)

Chciałam jeszcze tylko wspomnieć, że to ff pojawiło się także na wattpadzie LINK

sobota, 17 maja 2014

2. Tęczówki w kolorze ciemnej, porannej kawy.





- Charlie!
Brunetka przekręciła się na drugi bok i zakryła głowę poduszką, słysząc krzyk z dołu mieszkania.
- Charlie, proszę wstań.
Całkowicie otworzyła oczy, momentalnie tego żałując. Zapomniała już jak bardzo nieznośna może być pogoda w Sydney. Słońce bezczelnie wdzierało się pomiędzy jej jasne zasłony. W Londynie zazwyczaj rano witał ją deszcz. Dziewczyna wydała z siebie zduszony jęk, po czym rozkopała kołdrę nogami. Ziewając nałożyła na swoje blade stopy puchowe kapcie, które jakimś dziwnym sposobem znalazły się obok jej łóżka. Dopiero teraz mogła rozejrzeć się po pokoju. Ściany były pomalowane na miętowy kolor, a na jednej z nich widniał szary napis prawdopodobnie w języki chińskim. Charlie postanowiła, że później dowie się co on oznacza i już po raz drugi tego ranka zaczęła ziewać. Przetarła twarz dłońmi, po czym szurając kapciami zeszła na dół. W progu powitała ją Faith z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Jak się spało, Słońce? – zaszczebiotała radośnie. Charlie nie mogła nic poradzić na to , że momentalnie się skrzywiła. Starsza kobieta wydawała się go nie zauważyć, choć nastolatka dobrze wiedziała, że było inaczej.
- W porządku – to tyle na co udało jej się zdobyć.
- Przygotowałam Ci naleśniki.
- Nie jestem głodna. Wypiję tylko herbatę – rzuciła, po czym szybko uciekła na górę, z powrotem do swojego pokoju. Z walizki wygrzebała małą kosmetyczkę, pierwsze ubrania jakie wpadły jej do rąk i ruszyła do łazienki. Wzięła szybki prysznic, po czym rozczesała swoje długie, ciemnokasztanowe włosy. Dokładnie wyszczotkowała zęby i umyła twarz mydłem. Ubrała czarne rurki, białą bluzkę z ozdobnym kołnierzykiem, a na gołe ramiona zarzuciła grubą, puchową bluzę z lekko zdrapanym logiem zespołu The Cure. W takim stanie pomaszerowała do kuchni.
- Zrobiłam ci owocową – Faith położyła kubek na wysepkę kuchenną i wzięła się za układanie produktów spożywczych do lodówki.
- Wolałabym zieloną, ale dzięki – mruknęła brunetka siadając na wysokim krześle. Swój wzrok skierowała na duże okno, które ukazywało przestronny ogród z zieloną trawą.
- Jak wrócisz ze szkoły, to pomożesz mi przy przesadzaniu roślin – na słowo „szkoła” Charlie momentalnie się spięła. Żołądek ścisnął jej się jeszcze bardziej, a ciało obeszła gęsia skórka. Brunetka zdecydowanie źle reagowała na to miejsce. Nie chciała ponownie zaczynać wszystkiego od nowa. Nie chciała opuszczać Londynu, gdzie ciężko procowała na to , żeby nie zyskać opinii odludka i dziwaka. Naprawdę namęczyła się, aby ludzie zaczęli postrzegać ją w inny sposób, a kiedy wszystko szło ku dobrej drodze, Faith oczywiście wpadła na pomysł z przeprowadzką w „jej rodzinne strony”.
- Umm… tak, jasne – wydukała starając się zabrzmieć naturalnie, po czym dopiła resztkę napoju z kolorowego kubka.
- Odwieźć cię do szkoły? To nie jest daleko. Dwie przecznice stąd.
- Nie trzeba, przejdę się.
- Na pewno?
- Tak, na pewno.
Charlie wzięła do ręki swój plecak i najszybciej jak tylko się dało wyszła z domu. Na zewnątrz powitało ją ciepłe i suche powietrze. W pierwszej chwili trudno jej było złapać oddech, ponieważ dawno już tak się nie czuła. Zupełnie zapomniała jak to jest mieszkać w Australii.
Dziewczyna szła powoli, bacznie obserwując wszystko, co ją otaczało. Każdy zakamarek wydawał jej się bardzo znajomy. Przez głowę przeszła jej myśl, że wszystko jest tu wciąż takie same. Co prawda nie była w Sydney już od paru lat, ale w jej głowie za każdym razem odtwarzał się taki sam obraz tego miejsca. Nie potrzebowała zdjęć ani filmów, bo przecież tu się właśnie urodziła.

***

Tego dnia Luke wstał bardzo późno. W duchu przeklął kolejną imprezę z przyjaciółmi, zaraz po wczorajszej uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego. Wiedział, że nie powinien tam iść, ale czego się przecież nie robi dla swoich trzech najlepszych kumpli. Dodatkowo domówkę organizował chłopak, któremu bardzo spodobał się występ zespołu, w którym grał Luke i postanowił zorganizować jeszcze jeden mały koncert.
Blondyn usiadł na łóżku, lekko podpierając się łokciami i przetarł zaspane oczy. Podniósł swój telefon a z jego ust wysmyknęło się ciche ‘cholera’. Ewidentnie był spóźniony. Szybko wstał i w pośpiechu zaczął szukać swoich jeansów i jakiegoś T-shirtu. Po chwili wybiegł z domu zakładając na głowę czarną czapkę, która zakryła jego rozwiane, blond kosmyki włosów.
Po kilkuminutowym biegu wszedł do starego budynku przez wielką, lekko zardzewiałą bramę. Nie zwlekając ani chwili popędził w kierunku swojej klasy uprzednio sprawdzając plan lekcji. Kiedy miał skręcać w prawo przed oczami mignęła mu jakaś postać, ale był już wystarczająco spóźniony, żeby zastanawiać się kto to jest. Otworzył drzwi do klasy i usiadł w ostatniej ławce przy ścianie nawet nie przepraszając nauczycielki za spóźnienie.
- Cisza! Dziś są nasze pierwsze zajęcia, więc na początek podam wam listę lektur na ten rok szkolny.
Starsza kobieta zerknęła na swój zeszyt i zaczęła notować tytuły książek na tablicy. W pomieszczeniu panował hałas spowodowany śmiechem uczniów. Luke wyszukał wzrokiem swoich znajomych i posłał im rozbawiony uśmiech. W pewnym momencie drzwi do klasy uchyliły się z cichym skrzypnięciem, a do środka weszła jakaś dziewczyna.
- Oh, kochanie! W końcu jesteś! – nauczycielka pisnęła radośnie i podeszła do brunetki. Sieć zmarszczek wyprostowała się nieco, kiedy kobieta mocno objęła zapatrzoną w czubki swoich trampków dziewczynę. – To jest Charlotte Wheatley i od dziś będzie z wami chodziła na zajęcia z literatury – dziewczyna nie zdobyła się nawet na mały uśmiech. Luke zilustrował jej sylwetkę i powrócił znów do twarzy. Miała duże, wyglądające jak gorzkie, czekoladowe monety oczy, od, których bił chłód. Jej włosy były długie, nieco podwinięte przy końcówkach i sięgały do połowy pleców. Nos zdobiło kilka pojedynczych piegów. Dziewczyna lekko przygryzła koniec swojej wargi i nerwowo spojrzała na ludzi siedzących w ławkach, co spotkało się z paroma cichymi pogwizdami ze strony męskiej części klasy. Nauczycielka chyba wyczuła zdenerwowanie brunetki, bo natychmiast zaczęła uciszać uczniów, grążąc uwagą do dziennika, a dziewczyna szukając wolnego miejsca w klasie zaczęła się rozglądać. Jej wzrok na ułamek sekundy zatrzymał się na oczach jasnego blondyna. Mimo, że ta chwila była w rzeczywistości krótka jak mrugnięcie okiem, dla nich zdawała się trwać znacznie, znacznie dłużej.
On całkowicie zapomniał o lekcji, będąc zdumionym jak można mieć tak piękne tęczówki, w kolorze ciemnej, porannej kawy, a ona zatraciła się w jego, mających barwę jasnego, przejrzystego morza oczach.
Kiedy oboje się otrząsnęli, dziewczyna pospiesznie zajęła miejsce w ostatniej ławce przy oknie, a on przeniósł swój wzrok na czarny długopis.
Nauczycielka po raz setny w ciągu tej godziny wspominała o nieobowiązkowych zajęciach z aktorstwa, za które można dostać dodatkowe punkty, liczące się do oceny końcowej. Luke co jakiś czas spoglądał w kierunku tej ‘dziwnej’ dziewczyny. Zdecydowanie można było ją tak nazwać, bo jej zachowanie zupełnie odbiegało od normy. Cały czas siedziała nieruchomo, patrząc na krajobraz za oknem. Nie brała udziału w lekcji ani nawet nie zwracała uwagi na głupie zaczepki niektórych niewyżytych seksualnie kretynów. W pewnym momencie Luke poczuł jak coś uderza go w ramię. Na swojej ławce zobaczył zgnieciony kawałek papieru. Rozwinął go.


Niezła, co nie?


Blondyn rozejrzał się po klasie i napotkał rozbawiony wzrok Ashton’a, który miał lekko przymknięte powieki i uniósł kciuki do góry.


Może…


Luke odrzucił papier do właściciela, kręcąc głową z rozbawieniem.

***

- Wiem, że ci się podoba, Lukey – zawołał Ashton wychodząc z klasy – Jest w twoim stylu.
- Taa, z pewnością – powiedział głosem ociekającym sarkazmem Luke – Ona jest…dziwna.
- Ale ładna – wyszczerzył się Ash, na co dostał kuksańca w bok od przyjaciela – No dalej, przecież wiem, że ci się podoba.
- Jest – blondyn wydawał się zmyślony – w porządku – Wzruszył ramionami, a Ashton spojrzał na niego z rozbawionym wyrazem twarzy i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Mnie nie okłamiesz, idioto – powiedział, po czym odszedł w kierunku sali, w której miał następne zajęcia.

***

Był środek przerwy na lunch, kiedy Charlie weszła do szkolnej stołówki. Nie miała najmniejszej ochoty przebywać wśród tych rozwrzeszczanych uczniów liceum. Najchętniej poszłaby do parku spędzić tam całą przerwę, ale obiecała Faith, że zje coś w szkole. Oczywiście mogłaby tego nie robić, a kobieta z pewnością by się o tym nie dowiedziała, ale nastolatka nie lubiła jej okłamywać. Robiła to zdecydowanie zbyt często.
Charlie wzięła tacę i podeszła do lady z jedzeniem. Kupiła małe opakowanie sałatki wegetariańskiej i kartonik soku pomarańczowego. Z posiłkiem w dłoniach usiadła na plastikowym krześle tuż przy dużym oknie.
Jak na razie jej dzień można było zaliczyć do udanych przez to , że nikt nie zwracał na nią uwagi oraz nie próbował zaczynać rozmowy. Dziewczyna nigdy nie lubiła być w centrum uwagi, a już na pewno nienawidziła nawiązywać kontaktów z obcymi ludźmi. Z perspektywy drugiej osoby to mogło wydawać się bardzo dziwne i wręcz aspołeczne, ale Charlie miała powody do takiego zachowania. Dlatego też dziękowała pani Smith za to , że nie musiała przedstawiać się sama przed całą klasą.
Już miała wziąć się za jedzenie, gdy nagle poczuła wibracje w kieszeni bluzy. Szybko wyciągnęła telefon i zerknęła na wyświetlacz.


Jak tam w szkole? Mam cię odebrać po lekcjach? :)


Brunetka cicho westchnęła i wystukała odpowiedź.

W porządku, przyjdę sama.

Szybko schowała telefon do plecaka i wróciła do jedzenia sałatki.
Faith zawsze była nadopiekuńcza. Starała się zapewnić Charlie bezpieczeństwo i wygodę nawet, jeśli dziewczyna tego nie potrzebowała.
Kiedy brunetka brała kolejny kęs sałaty, drzwi do stołówki otwarły się z trzaskiem, a do środka wbiegli jacyś ludzie. Po ich zachowaniu można było stwierdzić, że to jakaś elita. Kilka blondynek kręciło się przy umięśnionych chłopakach, którzy usiedli przy stolikach w samym środku sali. Zaraz po nich, na stołówkę weszło kilka uśmiechniętych chłopaków. Dwóch z nich Charlie widziała już na zajęciach z literatury. Jakby na zawołanie blondyn z kolczykiem w wardze spojrzał na dziewczynę, która szybko odwróciła wzrok w kierunku okna i modliła się, żeby ten chłopak zignorował jej osobę.

***

- Dziś próba! – zawołał Michael, zanim wszedł na stołówkę. Reszta zespołu mruknęła jakieś słowa zgody i zaczęła kierować się w stronę bufetu. Ashton skakał i opowiadał, że udało mu się znaleźć jakiś cudowny program do przerabiania piosenek i tworzenia remixów, a Calum znudzony przeglądał jakieś portale społecznościowe nie patrząc pod nogi. Luke rzucił okiem na dzisiejszy jadłospis, a potem zaczął szukać wolnego miejsca na sali. Jego wzrok zatrzymał się na ciemnookiej brunetce, która z zaciekawieniem mu się przyglądała. Kiedy tylko zdała sobie sprawę, że ich spojrzenia się skrzyżowały, szybko odwróciła wzrok w kierunku okna. Chytry uśmiech przebiegł przez twarz Luke’a. W tej dziewczynie było coś interesującego, coś co blondyn z pewnością zamierzał rozgryźć.


___________________________________________________________________________________


Przybywam z drugim rozdziałem, który miał pojawić się wcześniej, ale aktualnie jestem w górach, gdzie nie ma zasięgu. Internet mam tylko chwilowo także w rozdziale mogą pojawić się błędy, które poprawię w niedzielę lub w poniedziałek, jak tylko wrócę.
Jak widzicie zrezygnowałam z tych przerw między tekstem i dodałam piosenkę, która nie jest może najlepszym wyborem, ale naprawdę nie miałam pojęcia co tu dodać. Może w następnym rozdziale będzie lepiej.
Mam nadzieję, że weekend mija Wam lepiej ode mnie, bo ja teraz cały czas siedzę nad książkami... Koniecznie napiszcie co o tym myślicie.                                                                                                                                   xoxo, Aria

piątek, 9 maja 2014

1. To jest nowy początek.



-Hemmings! Co się z tobą dzieje? 

Do chłopaka dotarł rozdrażniony głos bruneta, który zwrócił mu uwagę, po tym jak trzeci raz pomylił zwrotki w ich piosence. Luke przetarł twarz dłońmi po czym nie przejmując się odpowiedzią, zaczął grać cały utwór od początku. 

Prawda jest taka, że blondyn od samego rana nie potrafił się skupić. Nie wiedział czy jest to zasługa zaczynającego się jutro roku szkolnego czy może raczej zmęczenia po tylu próbach do ich małego występu, który miał odbyć się zaraz po uroczystości. Jego przyjaciele cały czas powtarzali, że od tego jak się tam zaprezentują zależy cała ich „kariera”. 

Luke nie mógł znieść reszty zespołu już od rana, gdy przybiegli do niego o szóstej godzinie z zamiarem zaczęcia prób. Ashton cały czas biegał po domu szukając co chwilę gubiących się pałeczek do jego perkusji, Michael denerwował się za każdym razem kiedy któryś z chłopców przekręcił tekst albo pomylił nuty, a przy tym darł się niemiłosiernie, a Calum … on chyba jako jedyny  był całkowicie zrelaksowany i nie dał się ponieść temu całemu szaleństwu. 

-Robimy przerwę. – zarządził Irwin. – Nie da się z wami pracować. – westchnął po czym udał się do kuchni zapewne po zimne napoje. Michael teatralnie przewrócił oczami i rozsiadł się w wygodnym, skórzanym fotelu, tuż obok telewizora. 

-Jeśli zawalimy to przysięgam, że własnorę… - zaczął Clifford ale Luke mu w tym skutecznie przeszkodził. 

-Tak, tak własnoręcznie nas udusisz. - prawie krzyknął wstając z kanapy. – Kogo obchodzi ten głupi występ?! Myślisz, że im coś zależy? – chwycił w dłoń swoją czarną bluzę i skierował się do wyjścia. W progu spotkał zdezorientowanego Ashton’a. 

-A tobie co? – odezwał się szatyn ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. Chłopak tylko prychnął i mruknął coś niezrozumiałego dla reszty pod nosem. Wszyscy w pokoju podskoczyli kiedy drzwi zatrzasnęły się z hukiem domyślając się, że chłopak już wyszedł. 

***

              Luke nasunął głębiej kaptur na swoją głowę i kopiąc kamień, który znalazł się właśnie pod jego nogą, zaczął iść wąskimi alejami parku. Tak naprawdę, on sam nie miał pojęcia co go tak bardzo rozdrażniło. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciele chcą jak najlepiej i naprawdę zależy im na tym występie. Zapewne jego zachowanie było bardzo męczące ale sam nie rozumiał w czym tkwi problem. Od jakiegoś czasu potrzebował być trochę odizolowany od innych. Potrzebował chwili ciszy na przemyślenie niektórych rzeczy co wbrew pozorom nie było takie proste przy trójce nadpobudliwych przyjaciół. 

Powietrze zaczynało robić się chłodniejsze, a godziny upału powoli ustępowały w Sydney. Na ulicach ubywało coraz więcej ludzi, którzy szli do domów po zabawie na świeżym powietrzu, a słońce powoli kończyło swoją wędrówkę po horyzoncie, spotykając na swojej drodze niewielkie chmury. 

Luke szedł równym krokiem, co jakiś czas oglądając się dookoła.  Rozprostował palce po czym wsunął dłoń głęboko do kieszeni i odetchnął świeżym powietrzem czując się w pewien sposób wolny od tego całego zamieszania. 

Zmierzając w kierunku swojego domu przeszedł przez jezdnię i znalazł się przy dużym, żółtym budynku. Przeniósł wzrok na czubki swoich czarnych conversów. Widząc kamień obok stopy zamachnął się i z całej siły w niego kopnął. Przymknął lekko swoje powieki i w myślach policzył do dziesięciu. To była jedna z niewielu metod dzięki którym stopniowo się uspakajał. 

Resztę drogi pokonał w jak najszybszym czasie aby móc położyć się na łóżku i odespać wczorajszy dzień. Co prawda wiedział, że chłopcy mu tak łatwo nie odpuszczą, ale jak na razie wolał o tym nie myśleć. 

***

              -Charlie?! – do uszu dziewczyny dobiegł krzyk z dołu mieszkania. – Jesteś gotowa? 

Brunetka ostatni raz spojrzała na już prawie pusty pokój, a z jej ust wydostało się ciche westchnienie. Ściany były pomalowane na pastelowo żółty kolor, który zawsze pomagał jej w nauce. Miała wrażenie, że dzięki temu lepiej się skupiała. Obok parapetu była przewiercona drewniana półka, której Faith nie miała odwagi ściągnąć. Panele lekko odchodziły przy rogach pokoju co było prawdopodobnie spowodowane zaciekiem któregoś lata u sąsiadów piętro wyżej. Charlie spojrzała w górę, a na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Tuż nad jej głową widniała wielka czerwona plama. Pewnego weekendu do mieszkania przyjechał starszy od Charlie, syn Faith. Przywiózł ze sobą zabawkę, która chyba miał emitować wybuchający wulkan. Will nie doczytał instrukcji i wsypał za dużo proszku do plastikowego krateru przez co wielki czerwony glut wylądował na suficie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie chciał się odkleić. William próbował chyba wszystkich sztuczek ale kiedy jego mama zobaczyła co razem narobili to po prostu się wściekła. Nie chciała słuchać żadnych wymówek i zamknęła niczemu winną nastolatkę w pokoju na cały dzień. Jej syn w tym samym czasie uciekł do swojego akademiku. Tak, Charlie jak zwykle musiała cierpieć choć to wcale nie był jej pomysł.  

-Charlie ! Spóźnimy się na odprawę! – z zamyślenia wyrwał dziewczynę ponaglający głos. Brunetka chwyciła w drobną dłoń plastikowy uchwyt walizki i powoli zeszła na parter. Kobieta czekająca przy schodach powitała ją uśmiechem widocznie zadowolona z jej przyjścia. – Gotowa zacząć nowe życie? – zapytała skrzekliwie, ze zbyt dużym entuzjazmem. Charlie tyko posłała jej pełne wyrzutu spojrzenie i ruszyła do wyjścia targając za sobą wszystko co miała, zamknięte w niewielkiej torbie. Zdecydowanie będzie tęsknić za Londynem. 

***

Kiedy kobiety dotarły na lotnisko, słońce nie zdążyło wyjść jeszcze na horyzont. Cały Londyn był pogrążony w mroku i gęstej mgle. Ulice oświetlały duże latarnie. Wszystko wydawało się być śpiące. Jakby całe życie nagle wyparowało z tego hucznego miasta. Ludzie czekający na swój samolot siedzieli na plastikowych krzesłach popijając gorące napoje i czytając lokalne wiadomości z gazet. 

Charlie trzymała w ramionach swoją niewielką, zieloną poduszkę, która stanowiła jej Przytulankę. Można było powiedzieć, że dziewczyna jest już na to zdecydowanie za stara, ale ona tak naprawdę nie czuła się dorosła. Wszystko co robiła, przypominało jej zachowanie małej, bezbronnej, zagubionej dziewczynki. 

-Pasażerowie lotu A czternaście z Londynu do Sydney proszeni są o podejście do bramek numer dwadzieścia dwa. – ochrypły głos kobiety zabrzmiał na całej hali. Faith szturchnęła lekko nastolatkę, która spojrzała na nią zmęczonym wzrokiem. Brunetka szczelniej owinęła się puchową kurtką, odczuwając nieprzyjemny chłód, przenikający przez jej ciało. Obie kobiety wraz z kilkoma innymi osobami zaczęły kierować się w wyznaczone miejsce. To miał być koniec. 

***

            Charlie już dawno nie czuła się tak źle. Nie chodziło o jej lęk wysokości czy paniczny strach przed samolotami. Ona po prostu miała takie przeczucia. Coś w środku nie dawało jej spokoju. Z całych sił próbowała stłumić to uczucie ale ono powracało z jeszcze większą siłą totalnie mieszając jej w głowie. Nie wiedziała co ma zrobić, żeby choć trochę się zrelaksować i odprężyć, więc starając się o tym nie myśleć, włożyła do uszu słuchawki i oparła głowę o zagłówek fotela. W myślach policzyła do dziesięciu aby choć trochę spowolnić swój oddech. 

-Czy podać paniom jakieś napoje? – zapytała stewardesa nachylając się nieznacznie nad fotelem Faith. 

-Chyba na razie dziękujemy. – odparła grzecznie blondynka i posłała uśmiech w kierunku Charlie, co oznaczało, że zaraz zacznie rozmowę.  

-W Sydney są przepiękne plaże. Byłam tam kiedyś i muszę przyznać, że…-zaczęła ale nastolatka nie dała jej skończyć. 

-Mieszkałam w Sydney, pamiętasz? – odparła beznamiętnie, patrząc na swoje drżące dłonie. 

-Ah, racja. – odpowiedziała kobieta, czując się chyba trochę zmieszana z tego powodu. Przez chwilę między nimi panowała cisza co było dość niezręczne dla nich obu.

 -Rozmawiałam z panią Patterson i ona powiedziała, że zna w Sydney świetną poradnię. – Faith zaczęła energicznie szukać czegoś w swoim bagażu podręcznym podczas gdy Charlie zacisnęła powieki czując nieprzyjemne ukłucie w brzuchu. – Rubby Medworth. Wspaniały psychoterapeuta. Pomogła już wielu osobom. – zaczęła wymieniać blondynka. Charlie zupełnie wyłączyła się z rozmowy. Nie dopuszczała do swojego umysłu słów kobiety. Nie chciała tego. Nie chciała ponownie 
przez to przechodzić. 

***

-Oto nasz nowy dom! 

Obie kobiety przekroczyły próg małego, ale dość ładnie wyglądającego domu. W środku pachniało farbą i kwiatami bzu. Zapewne poprzedni właściciele byli miłośnikami tej rośliny. Charlie przez chwilę zastanawiała się jak wyglądała ta rodzina. W głowie pojawiał jej się obraz uśmiechniętej mamy, która właśnie przyrządza śniadanie oraz skupionego taty, czytającego gazetę gdy nagle do pokoju wbiegają roześmianie dzieci. Chłopczyk i dziewczynka z kilkoma piegami na nosie i pięknymi niebieskimi oczami. Wszyscy idealnie do siebie pasują niczym perfekcyjna rodzina ze zdjęcia w czasopiśmie dla matek. 

-Pokażę ci twój pokój. Na pewno jesteś zmęczona. – powiedziała Faith kierując się w stronę schodów. Charlie niepewnie stawiała kroki rozglądając się dookoła. Po chwili obie znalazły się przy drewnianych drzwiach. Starsza kobieta pociągnęła za klamkę  i zachęcająco spojrzała na brunetkę dając jej tym samym znać aby weszła do pomieszczenia. Pierwsze co zobaczyła Charlie to duże okno z widokiem na park oraz ogromne i zapewne wygodne łóżko. Blask księżyca wpadający do pokoju oświetlał tylko jego część. Charlotte położyła walizki prawie na środku przejścia i niewiele myśląc usiadła na łóżku. – Jeśli byś czegoś potrzebowała to wołaj. Juro pokażę ci resztę domu i ogród. Pomożesz mi w sadzeniu roślin. – powiedziała Faith uśmiechając się przyjaźnie czego brunetka niestety nie odwzajemniła. 

          To jest nowy początek.

________________________________________________________________________________________________

Tym oto sposobem mamy pierwszy rozdział. Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego zdecydowałam się pisać fanfiction (tym bardziej je publikować...)
Jeśli chcielibyście przeczytać coś w rodzaju prologu to zapraszam do zakładki 'kawałek jej świata'. Nie za bardzo wiedziałam jak zacząć więc dodałam coś takiego. Nie muszę chyba mówić co znajduje się w zakładce 'ona i on' ;D

KAŻDY KOMENTARZ JEST MILE WIDZIANY!

ALE...

Jeśli ktoś z was nie ma ochoty go dodawać (co może robić anonimowo, nie mając żadnego konta) to zapraszam do ankiety na samym dole. Sekunda i zrobione!

Mam jeszcze dwa pytania:
Jeśli chodzi o te przerwy w tekście. Może to tak wyglądać? 
Mam dodawać jakąś muzykę do rozdziałów?

Jeśli ktoś chciałby być poinformowany po tym jak dodam nowy rozdział to nich napisze do mnie na tt @hi_hood

 Przepraszam za wszystkie błędy i niedociągnięcia ale jestem w tym wszystkim nowa.

Czekam na Wasze opinie!